

Bardzo przyjemny dzień na półwyspie Portland Bill z Thomasem Ekiertem, pomimo, że początkowo było pochmurnie. To kultowy teren, choć pechowo trafiliśmy na wyjątkowo spokojny dzień. Zero migracji na morzu, jakieś głuptaki i kormorany czubate, nic więcej (już następnego dnia nad morzem wrzało - dziesiątki wydrzyków i brzyków...) , za to wróblaki ostro nam nad głowami leciały w stronę Francji. Stada świergotków, pliszek, sporo białorzytek i innego drobiazgu.

Młoda białorzytka
ssp. leucorhoa


Dopiero na zdjęciu udało się zauważyć obrączkę - jakaś lokalna, brytyjska.
Na półwyspie jest
obserwatorium ptaków, gdzie się obrączkuje cały rok, notują też wszystko co widzą. Można zabookować sobie niedrogi nocleg i wziąć udział w obrączkowaniu. Jest tam też świetnie wyposażona księgarnia przyrodnicza z przemiłą starszą panią, która sprzedaje książki po niższych cenach niż okładkowe - polecam!

Było i słońce. Widok ze skarpy na miasteczko Fortuneswell i piaszczystą kosę łączącą półwysep z lądem.


Wodopijca świergotek nadmorski


Ten niebrzydki przecież motyl nazywa się u nas
szlaczkoń sylwetnik... bleee! - przepraszam, jaki koń!? Przykro stwierdzić, ale stokroć razy ładniejsza jest nazwa angielska, poprostu
Clouded Yellow. Polskie nazewnictwo motyli jest mocno odhumanizowane, tak jakby nazwy nadawał nie pełen zachwytu przyrodnik, tylko manufakturnik znudzononogłowy.
No comments:
Post a Comment